"Gra w kości" Elżbieta Cherezińka

Pierwsze tysiąclecie naszej ery powoli dobiega końca. Otto III triumfalnie wkracza do Rzymu, na tronie Piotrowym zasiada jego serdeczny przyjaciel, biskup Wojciech wyrusza na misję do Prus, a w Polsce książę Bolesław walczy o ugruntowanie swojej pozycji wśród władców europejskich.


To mogła być naprawdę dobra powieść. Potencjał historyczny był ogromny. Warsztat Pani Elżbiety jest doskonały. Jednak wkradła nam się w narrację nuda, która przyćmiła wszystko.

Powieść ta jest niestety przegadana, choć trafniej należałoby powiedzieć przemodlona. Więcej niż połowę bohaterów tej historii stanowią księża a w szczególności biskupi. Wielka polityka sprowadza się do obsadzania funkcji kościelnych, a każde posunięcie czynione jest w imię Chrystusa. Przoduje w tym sam Cesarz, który niczym wysłannik Jezusa, ma objąć władzę nad chrześcijańskim światem. W międzyczasie, gdy akurat nie jednoczy państw wierzących w jednego Boga, umartwia się, odprawia pokuty, doznaje uniesień w trakcie słuchania psalmów, lub lewituje w trakcie modlitwy. No cóż, takie były czasy, można by rzec. Ale jednak te rozdziały, w których przenosimy się na dwór Bolesława Chrobrego mają w sobie choć odrobinę iskry. Czuć w nich tę pasję Cherezińskiej, za którą pokochałam jej "Koronę śniegu i krwi".

Kolejnym problemem jaki mnie uwierał, był natłok bohaterów. Imiona, które pojawiały się tylko przez chwilę, piętrzyły się wprowadzając zamęt. Czasem te same osoby tytułowano kilkoma różnymi imionami lub przezwiskami, czasem używano samych tytułów, które też mogły pojawić się w tekście po polsku lub po łacinie. Na początku musiałam mocno skupiać się, żeby zrozumieć o kim właściwie czytam.

Jednak wyniosłam też coś dobrego z tej lektury. Fantastycznie było spojrzeć na wydarzenia, o których uczyłam się w szkole z trochę innego konta. Zjazd Gnieźnieński w roku 1000 to jeden z tych faktów historycznych, który należy znać do końca życia. Do dziś pamiętam, gdy w szkole uczyliśmy się o otrzymaniu przez polskiego władcę Włóczni Świętego Maurycego.  Dzięki "Grze w kości" mogłam poznać to wydarzenie tak jakby od podszewki, dowiedzieć się jakie pobudki kierowały postaciami tych scen, jakie znaczenie miały poszczególne gesty.

Podsumowując, to książka, której nie poleciłabym każdemu. Miłośnicy historii odnajdą się w niej swobodnie. Ci którzy liczą na sensacyjne wydarzenia z prawdziwymi postaciami w rolach głównych, mogą się trochę zawieść. Jednak lektur ta niezaprzeczalnie była ciekawym doświadczeniem i poszerzyła moją wiedzę, choć lekko momentami mnie znudziła.

Komentarze

  1. Szkoda, że do książki zawitała nuda. To od razu skreśla ją z mojej pozycji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłoby zupełnie inaczej, gdyby było więcej rozdziałów z Bolesławem Chrobrym a mniej z cesarzem Ottonem III

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty