"Od Lukova z miłością" Mariana Zapata




Po doskonałej zabawie z książką "Wielki Mur z Winnipeg i ja" postanowiłam iść za ciosem i przeczytałam kolejną niedawno wydaną u as w Polsce powieść autorstwa Mariany Zapaty. Tym razem padło na "Od Lukova z miłością", co do której miałam olbrzymie nadzieje.

Czytając literaturę kobiecą, można czasem doznać wrażenia, że wszystko już kiedyś było, a autorki tylko zmieniają bohaterom imiona, ewentualnie zawody, które wykonują. Czasem fajnie jest wziąć książkę, co do której można być pewnym, że to będzie fajna historia, właśnie dzięki takiej powtarzalności, ale ja osobiście lubię te powieści, które zaskakują jakimś niesztampowym rozwiązaniem.

Właśnie książka "Od Lukova z miłością" zapowiadała się na coś nowego. Wszak bohaterami tej historii zostali łyżwiarze figurowi na lodzie. Wreszcie jakaś zmiana po tabunie futbolistów i hokeistów. Okazuje się, że łyżwiarz który wyrzuca i łapie swoja partnerkę, podnosi ją na różne sposoby, oraz sam wykonuje piruety i skoki, może być równie atrakcyjny jak umięśniony i brutalny zawodnik sportów zespołowych.

Niestety zawiodłam się na tej powieści. Ale nie pod względem fabularnym, gdyż historia była wymyślona świetnie. Denerwowały mnie niuanse, które czym jestem starsza tym bardziej rzucają mi się w oczy. Po pierwsze, bohaterowie tej powieści potwornie przeklinali. Owszem rozumiem, że autorka chciała podkreślić ich wzajemne niecodzienne relacje, ale obrzucanie się złośliwościami, nie musi być wcale równoznaczny z rzucaniem mięsem na lewo i prawo. Jasmine pokazana jest jako lekko nieokrzesana, nigdy nie poddająca się, nie pozwalająca sobą pomiatać kobieta i to jej słownictwo zapewne miało na celu podkreślenie jej silnego charakteru, mnie jednak odrzucało. Szczególnie mocno rzuciło mi się to w oczy zwłaszcza w porównaniu z książką "Wielki Mur z Winnipeg i ja", w której główny bohater prawie nigdy nie przeklinał, co było bardzo wyraźnie zaakcentowane, a był wielkim, mrukliwym futbolistą.

Zakończenie tej historii też nie do końca mnie usatysfakcjonowało. Wszyscy wiemy jak kończą się romanse i tutaj nie spodziewałam się wcale zaskoczenia. Ale najfajniejsze w romansach jest stopniowe narastanie emocji, aż do momentu kulminacyjnego, który wiemy, że już lada chwilę się wydarzy. W książce "Od Lukova z miłością" ten moment kulminacyjny nastąpił jak dla mnie dość nieoczekiwanie. Nie wyczułam tej chwili, gdy z iskry tworzy się ogień. Bohaterowie owszem od nienawiści stali się dla siebie przyjaciółmi, ale przecież nie każda przyjaźń łączy się z gorąca miłością.

Tylko nie zrozumcie mnie źle. To była całkiem dobra książka. Super historia, barwni bohaterowie (zwłaszcza ci drugoplanowi), szczypta fachowej wiedzy dotyczącej łyżwiarstwa figurowego. Mariana Zapata to klasa sama w sobie jeśli chodzi o slow burn. Ale nie była to powieść według mnie tak dobra  jak "Kulti", "Wait for it", czy też wspominany już "Wielki Mur z Winnipeg i ja".

Komentarze

  1. Szkoda, że zawiodłaś się na tej ksiażce. Ja póki co, nie mam jej w planach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale inne autorki polecam gorąco. Ma ona bardzo ciekawe spojrzenie na romans - bez zbędnej erotyki, za to z przyjaźnią jako solidną podstawą związku.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty